<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2009-09-29 Kissimmee->Universal Studios Islands of Adventure->Fort Pierce

Kolejny dzień w szalonych parkach Orlando. Tym razem postanowiliśmy pojechać do Islands of Adventure. Dwa lata wcześniej byliśmy w Universal Studios w Los Angeles, więc tym razem sobie odpuściliśmy ten park, choć opłacalny jest łączony bilet do obydwu parków. Z pośród wszystkich jazd najbardziej podobały mi się te mokre (Popeye, Ripsaw Falls, Jurassic Park), choć nie miałam na sobie suchej nitki. Niezłe były też rollercostery. Ponieważ nie było kolejek (to są zalety low season) szybko skorzystaliśmy z wszystkich atrakcji proponowanych w parku, z niektórych nawet dwukrotnie i postanowiliśmy pojechać jeszcze raz na kilka godzin do SeaWorld, by dokończyć to, co ostatnim razem nam się nie udało zrobić.



Dueling Dragons ((c) Orlando Sentinel) i panorama Islands of Adventure.


W SeaWorld mieliśmy jeszcze trzy godziny, więc po jazdach zdążyliśmy jeszcze raz na Believe. Okazało się że różnił się on od tego, który widzieliśmy kilka dni wcześniej. Temat oczywiście był ten sam, ale występowali inni trenerzy i trochę się różnił układ. Ogólnie wydawało nam się, że pierwszy pokaz był lepszy, bo trenerzy byli bardziej pewni siebie i lepiej, płynniej wykonywali poszczególne elementy pokazu (może do porannych dają bardziej wyćwiczonych trenerów a może się zmieniają i każdego dnia jest inaczej). Natomiast na drugim pokazie orka lepiej chlapała widownię. Na koniec poszliśmy jeszcze raz na Mantę i mieliśmy niezłą przygodę, bo coś się zepsuło i przez 10 min. wisieliśmy twarzą w dół. Na szczęście było to już przy stanowiskach przy których się wysiada. Na koniec poszliśmy jeszcze do akwarium z płaszczkami, pooglądać jeszcze raz te piękne zwierzęta - zobaczyliśmy też nowe płaszczki – czarne w duże białe kropki, które nam się bardzo spodobały.



Islands of Adventure: Popeye (Flickr by tps58) i Incredible Hulk Coaster (Jeremy Levine).


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>