Przed wschodem słońca, o 6:00 rano, wypływamy w morze. Po 40 minutach docieramy w miejsce, gdzie pływa około 20 łódek (w sezonie jest podobno 50). Wszyscy wypatrują delfinów. Po chwili koło nas przepływa grupa delfinów. Rytmicznie zanurzają się i wynurzają do połowy z wody. Wszystkie łódki podążają na nimi. Po pewnym czasie delfiny przestają się wynurzać i ludzie szukają innej grupy. Łódka obok nas płynie za delfinami. My płyniemy równo z nią i obserwujemy jak jeden z delfinów wyskakuje z wody i robi salto w powietrzu. Oglądanie dzikich delfinów to jedna z lepszych atrakcji w Indonezji. Około 8:00 jesteśmy w porcie.
Po śniadaniu jedziemy do Melka Hotel, w którym są pokazy delfinów oraz można pływać z delfinami (marzenie Magdy). Okazuje się, że mają tu cztery delfiny trzymane w dwóch basenach. O 9:00 rozpoczyna się pokaz (są także pokazy o 14:00 i 17:00). Ludzi jest bardzo mało, bo około 10 osób. Oglądamy salta, skoki przez obręcze, pływanie na tylnej płetwie. Część osób zostaje na 20 minutowe pływanie z delfinami. My czekamy na drugą parę delfinów, która nie brała udziału w pokazie a obecnie pływa z chorym na Alzheimera Indonezyjczykiem w ramach terapii. Magda pierwsza wchodzi do delfinów. Delfiny nazywają się Joe i Jack. Jest zdziwiona, że delfiny nie uciekają a wręcz chcą, żeby je dotykać. Przepływają nad i pod Magdą. Są bardzo silne i czasami trzeba od nich uciekać. W zasadzie to one pływają z człowiekiem a nie człowiek z nimi. Delfiny dwa razy dają się złapać za płetwę i płynąć z nimi. Podobno większości ludzi na to nie pozwalają, ale Magdę polubiły. Po Magdzie pływa Przemek, któremu też bardzo się podoba. Po wszystkim oglądamy jeszcze samicę z drugiego basenu, która robi przed nami prywatny pokaz skoków i salt. Magda uważa pływanie z delfinami za jedno z najlepszych przeżyć w życiu.
Przed południem wyjeżdżamy z Lovina i jedziemy nad wodospad Gitgit. Kolejnym punktem podróży jest świątynia na wodzie Pura Ulun Danu Bratan (bardzo ładna). Dalej jedziemy do świątyni rodziny królewskiej Pura Taman Ayun w Mengwi. Świątynia ta słynie z pagód ustawionych w rzędzie, od najmniejszej do największej. Zwiedzanie kończymy na słynnej świątyni na skale nad brzegiem morza – Tanah Lot. Większość ludzi, tak jak my, przyjeżdża tu na zachód słońca. Świątynia ta leży blisko Denpasaru i Kuty, stąd jest tu ogrom turystów, którego nie widzieliśmy nigdzie indziej na Bali. Jeszcze tego samego dnia musimy dojechać do Ubud i oddać samochód, co zajmuje nam około dwie godziny. Jeżdżenie po Bali jest niebezpieczne, ponieważ jest duży ruch, dużo motorów i innych wolnych pojazdów na drodze. Jednak w nocy trzeba uważać podwójnie. Na szczęście dojeżdżamy cali i zdrowi.
Mieliśmy nadzieję zdążyć jeszcze na 20:00 na Kecak Dance, ale okazuje się, że jedne tańce zostały odwołane a w drugim miejscu zaczęły się o 19:00. Oglądamy tylko końcówkę Kecak Dance, w którym nie ma orkiestry, a oprawą muzyczną są dźwięki wydawane przez chór mężczyzn i kobiet. Taniec ten jest rodzajem teatru, który kończy się wielkim ogniskiem z skorup kokosów. Główny bohater rozbija ognisko i chodzi po gorących węglach.