Około 7:30 rozpoczynamy treking wspólnie z trójką turystów z Australii, przewodnikiem i trzema tragarzami, którzy niosą jedzenie, namioty oraz nasze rzeczy. Początkowo trasa jest łatwa, ale w miarę jak dochodzimy do kolejnych miejsc postoju (Pos I, Pos II, Pos III) jest coraz trudniej. Na Pos III tragarze przygotowują nam obiad, na który jest zupa warzywna, ryż i ananas na deser. Inne grupy turystów, z własnym przewodnikiem i tragarzami też się tu zatrzymują i jedzą to samo. Na pobliskim drzewie siedzą makaki, które jedzą resztki pozostawione przez ludzi. Najgorsze, najbardziej strome podejście zaczyna się od Pos III i prowadzi nad sam krater wulkanu. Widok z krateru jest tym, po co poszliśmy na ten treking. Panorama jest super, widzimy krater Rinjani, w środku jest jeziorko, z którego wystaje kolejny wulkan – Gunung Baru.
Jest po 16:00 i przewodnik proponuje, że tragarze rozbiją tu obóz a my pójdziemy do gorących źródeł i tu wrócimy. Mieliśmy tam iść jutro rano, ale Australijczycy się zgadzają, więc idziemy z nimi. Początkowo droga wiedzie stromo w dół, po skałach z poręczami. Około godzinę zajmuje nam dojście do brzegu jeziora, skąd jest kolejny kwadrans do gorących źródeł. Odpoczywamy w gorących źródłach po całym dni wspinaczki. Teraz musimy jeszcze podejść kilkaset metrów na szczyt krateru. Słońce zaczyna zachodzić a pod koniec wspinaczki jest już ciemno. Nie spieszymy się i około 19:30 jesteśmy w naszym obozowisku. Dostajemy kolację. Mamy namiot tylko dla siebie, w którym będziemy spać. Spotykamy Polaków, którzy byli na szczycie wulkanu Rinjani. Mówią, że trzeba mieć dobre buty, bo podejście jest tak trudne, że prawie trzeba chodzić na czworaka. Dodatkowo wchodzi się w nocy, żeby być na szczycie o wschodzie słońca. Większość ludzi nie wchodzi na sam szczyt, z którego widać panoramę na sąsiednie wyspy Gili, Bali, Sumbawa a nawet Flores.
Wieczorem robi się bardzo zimno. Ostrzeżeni przez innych turystów wzięliśmy ze sobą najcieplejsze ubrania i śpiwory. Śpimy w ubraniu, skarpetkach, czapce, rękawiczkach i w dwóch śpiworach na osobę, ale i tak jest zimno. Następnego dnia dowiadujemy się od Australijczyków, którzy nie mięli ciepłych rzeczy, że z powodu zimna nie mogli spać.