<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


19.09.2005, poniedziałek, Dese->Addis Ababa (km 13900)

Kolejny dzień, w całości spędzony w autobusie. Na dworcu autobusowym pojawiamy się o 5:00. Jesteśmy tylko z Niemcami i Hiszpanem, ponieważ Izrealczycy zostali, bo Ofir się rozchorował. Ja i jeden z Niemców zostajemy wpuszczeni na dworzec. Inni stoją dalej wejścia i muszą czekać do 5:30 na otwarcie bram dworca. Zajmujemy dobre miejsca w autobusie (między kołami, gdzie najmniej trzęsie). Nagle słyszymy wielki krzyk, jest 5:30 i bramy dworca autobusowego zostają otwarte. Setki ludzi wbiega na dworzec i kieruje się w stronę swoich autobusów. Skąd oni wiedzą, który autobus jest ich, pozostaje to ich słodką tajemnicą. Wyjeżdżamy jak zwykle około 6:00. Tym razem nie ma po drodze przystanku śniadaniowego i nie mamy gdzie kupić świeżego pieczywa. Na przystanku obiadowym zamawiamy spaghetti. W wolnym czasie rozwiązuje sudo-ku, które poznałem dzięki Jorge (Hiszpanowi). Droga do Addis Ababy to mieszanka asfaltu i brak asfaltu. Jeden z odcinków był rewelacyjny, nowy, równy asfalt (droga sponsorowana przez Unię Europejską). Około 17:00 jesteśmy w stolicy. Na peryferiach miasta jest jeszcze kontrola policyjna, podczas której wszyscy pasażerowie muszą wysiąść. Jorge ma plecak w środku autobusu i wysiada w centrum miasta. My musimy dojechać do końca, ponieważ nasze plecaki są na dachu autobusu. Następnie jedziemy z Niemcami minibusem do centrum. Niemcy prowadzą nas do hotelu, w którym już byli wcześniej. Później zabierają nas do swojej ulubionej pizzerii w stolicy Etiopii oraz do miejsca, gdzie robią soczki ze świeżych owoców.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>