[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]


20.09.2004 Trang-Narathiwat

Około 7:00 budzą nas odgłosy ulicy. Chcemy zwiedzić Szmaragdową Jaskinię (Emerald Cave) na wyspie Ko Mook, która znajduje się na wybrzeżu Trang. Udajemy się do biur podróży i inforamcji turystycznej, gdzie dowiadujemy się, że całodniowe zorganizowane wycieczki (600B z Trang, 500B z portu w Pak Meng) odbywają się tylko w sezonie, między październikiem a majem. Dowiadujemy się także, że dzisiaj morze jest spokojne, co oznacza, że możemy sami pojechać do Pak Meng i wynająć łódź na Ko Mook. Do Pak Meng dostajemy się współdzielonym mini-busem (50B, 45 minut jazdy), którym wyjeżdżamy z Trang o 10:30. Na miejscu dowiadujemy się, że 600B kosztuje popłynięcie na Ko Mook a 1000B razem z dopłynięciem do Szmaragdowej Jaskini. Nie ma gwarancji, że łódź wpłynie do środka jaskini, co zależy od fal a właściciele łódek nie wiedzą jakie one dzisiaj są. Wnioskujemy, że pewnie nie da się tam dzisiaj wpłynąć, więc szkoda czasu i pieniędzy. Po 14:00 jesteśmy z powrotem w Trang, gdzie udajemy się po nasze plecaki do hotelu. Podczas marszu na dworzec autobusowy, zatrzymujemy autobus do Hat Yai, wsiadając do niego w biegu. Po 2.5h, czyli około 17:00, docieramy do Hat Yai, skąd chcemy jechać do przygranicznego Narathiwat. Po wielkich męczarniach spowodowanych tym, że nikt tu nie mówi po angielsku, dowiadujemy się, że ostatni autobus odjechał o 17:00 i pozostają nam tylko droższe mini-busy. Przez cały dzisiejszy dzień widzieliśmy tylko dwóch turystów. Już w Phuket zaczęły się pojawiać Muzułmanki, kobiety w chustach. Tutejsze Muzułmanki mają jednak kolorowe stroje a nie czarne. Jednak czym bliżej islamskiej Malezji tym więcej Muzułmanów. Wyjeżdżamy klimatyzowanym busikiem do Narathiwat (zwanym tu Nara) o 17:30. Bilet kosztuje 120B, jednak widząc naszą niechęć udaje nam się uzyskać cenę 100B/os., mniej niż płacą tubylcy :) Jedziemy drogą szybkiego ruchu, przedzieloną pasem zieleni i cały czas 2-3 pasy, więc kierowca jedzie cały czas ponad 100km/h. Może dobrze, że jechaliśmy mini-busem, bo i tak jechaliśmy 4h a duży autobus jedzie tą trasę godzinę dłużej. Drogi na południu są jeszcze lepsze niż na północy. Dopiero przed 22:00 jesteśmy w Narathiwat, bo po drodze zjechaliśmy do Saiburi, gdzie kierowca się zgubił i skąd nie potrafił wyjechać. Na szczęście mini-bus podwozi nas tam, gdzie chcemy nocować, czyli do Hotelu Narathiwat. W tym bardzo ładnie położonym nad rzeką hotelu, znajdujemy pokój za 130B.



[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]