[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]


11.09.2004 Huay Xai-Chiang Khong-Chiang Mai

O godzinie 6:00 jesteśmy w Huay Xai, po 21h naszej najgorsze podróży. Bierzemy tuk-tuka (2000k) do przejścia granicznego, które jest nad Mekongiem. Granica jest otwarta od 8:00, więc czekamy w pobliskiej restauracji jedząc pyszne śniadanie: jajko sadzone/omlet z gorącą bułką. Jajek nie jedliśmy chyba od miesiąca. W banku-budce na granicy nie chcą nam wymienić kipów na baty, bo jest wcześnie rano i jeszcze nie mają bathów. Należy pamiętać, że trzeba zapłacić 2500k za wyjazd z Laosu i 5000k za przepłynięcie łódką na drugą stronę rzeki. Dowiadujemy się też, że nie ma kantoru po drugiej stronie, więc jesteśmy zmuszeni wymienić pieniądze u cinkciarzy po bardzo złym kursie. Poźniej okazało się, że jest bank około 1 km od granicy, ale nie sprawdzaliśmy czy wymieniają kipy. W innych miastach Tajlandii nie wymieniają. Łódź przez Mekong wypływa jak się napełni. Nie zdążyliśmy załatwić wizy Do Tajlandii w Polsce i kolejny raz liczymy na „visa on arrival”. Wizę dostajemy (1000 bahtów/os.), ale okazuje się, że potrzebne są dwa zdjęcia (na lotnisku w Bangkoku wymagali tylko jednego). Celnik wysyła mnie motorem, aby zrobić zdjęcia i ksero stron z paszportów z pieczątką wyjazdową z Laosu. Przez kilkanaście minut przebywam na terenie Tajlandii nielegalnie :) Okazało się, że drugie zdjęcie było potrzebne do księgi osób przekraczających granicę, w której oprócz danych osobowych są też zdjęcia. Celnik był bardzo miły i przede wszystkim znał angielski, co od razu poprawia nam humor, bo zapowiada miły pobyt w Tajlandii. Około 9:00 jedziemy pick-up’em na dworzec autobusowy (20B/os.). Okazuje się, że o 11:10 jest autobus do Chiang Mai za 164B. Jednak jedna pani radzi nam, żebyśmy pojechali lokalnym autobusem za 42B do Chiang Rai, skąd odchodzą bardzo często autobusy do Chiang Mai. Tak też robimy, musimy tylko uważać, żeby wsiąść do właściwego autobusu, bo są dwa rodzaje: jeden jedzie 2:20h a drugi 3:00h. Około 12:00 dojeżdżamy do Chiang Rai skąd o 12:30 mamy za 77B autobus do Chiang Mai. Udaje nam się dojechać szybciej i taniej, niż gdybyśmy jechali autobusem o 11:10 z granicy w Chiang Khong. Na dworcu autobusowym w Chiang Mai kupujemy bilety do Bangkoku na następny dzień na 19:30 (300B/os., stargowane z 403B). Okazuje się, że w hotelach sprzedają bilety do Bangkoku za 200B, ale mini-busem i jedzie się w dzień. Po 16:00 jedziemy współdzielonym pick-up’em (10B/os.) pod bramę (The Gate) starego miasta. Szybko znajdujemy hotel za 150B i od razu idziemy zwiedzać Wat Phra Singh, żeby zdążyć przed zmierzchem. Po drodze trafiamy na kilka ciekawych świątyń. Niektórych nawet nie ma na mapie w przewodniku LP. W Wat Phra Singh oglądamy dużego, złotego Buddę, który robi na nas wrażenie nawet po dziesiątkach świątyń, które widzieliśmy. Następnego dnia chcemy zwiedzić Wat Phra That Doi Suthep i wybrać się na przejażdżkę słoniami w Mae Sa Elephant Camp, ale przeglądając wycieczki w biurze turystycznym, decydujemy się pojechać zobaczyć kobiety-żyrafy (za 750B/os.). Ponieważ powrót jest zapowiedziany na 19:00 udaje nam się uzyskać zapewnienie, że zdążymy na autobus do Bangkoku a nawet zostaniemy podwiezieni po wycieczce na dworzec. Żałujemy tylko, że nie zwiedzimy Doi Suthep, bo na widokówkach widać, że warto tam pojechać. Wieczorem możemy wreszcie odpocząć po naszej ciężkiej podróży, podczas której przejechaliśmy 400km z Luang Nam Tha, ale zajęło nam to 30h. Najpierw idziemy na tradycyjną tajską pizzę :) za 145B a później na tradycyjny tajski masaż, który kosztuje tu tylko 100B/godzinę. Nasze wrażenia po masażu są bardzo pozytywne, jednak nie jest to takie uczucie, że czujemy się jak nowo narodzeni.



Zdjęcia z Wat Phra Singh.


[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]