[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]


08.09.2004 Luang Prabang-Luang Nam Tha

Przyjeżdzamy po 4:00 do Luang Prabang. Bierzemy tuk-tuka do centrum za 10000k. Nie potrzebujemy hotelu, bo nie zamierzamy zostać w tym mieście na noc a już powoli się rozjaśnia. Dogadujemy się z właścicielem jednego z hoteli, że za 10000k możemy wziąć prysznic. Oczywiście zostawiamy także plecaki w tym hotelu. Szukamy w przewodniku, gdzie można zobaczyć symbol Luang Prabang, czyli żebrzących mnichów. Nasze rozmyślania przerywają sami mnisi, którzy przechodzą obok naszego hotelu. Razem ze wschodem słońca pojawiają się na ulicach setki mnichów, za którymi podążamy, próbując zrobić dobre zdjęcia. Mnisi przechodzą ulicami i zatrzymują się przy kobietach siedzących na ulicy, na matach. Kobiety wsypują garściami mnichom ryż do ich misek. Nigdzie nie było tak dużo mnichów jak w Luang Prabang. Mnisi znikają równie szybko jak się pojawili a my udajemy się zwiedzać buddyjskie świątynie, których jest tu 32 i które okazują się podobne do tych w Tajlandii i Kambodży. Różnią się jednak szczegółami np. nachylenie dachów jest podobne do chińskich świątyń (styl Luang Prabang) oraz po raz pierwszy widzimy mozaikę z kolorowych szkiełek na ścianach świątyń. Najładniejszy według nas w mieście jest Wat Xieng Thong (wstęp 10000k), chociaż w każdej świątyni można znaleźć coś niezwykłego. Pałac Królewski jest także bardzo ciekawy (wstęp 20000k), szkoda tylko, że nie można robić zdjęć. Podsumowując: miasto jest małe (16.000 mieszkańców), spokojne, ma swój klimat. Podczas naszego pobytu było mało turystów, za to wszędzie było widać mnichów, którzy stanowią tu chyba połowę mieszkańców :)



Zdjęcia z Wat Xieng Thong.


Po zwiedzeniu miasta chcemy pojechać na wodospad Kuang Si. W pobliżu są jeszcze jaskinie Pak Ou z posążkami Buddy, ale postanawiamy je pominąć i pojechać jedynym autobusem do Luang Nam Tha o 17:30. Wycieczka na wodospad Kuang Si kosztuje w biurze 48000k (trwa 13:00-16:00). Próbowaliśmy wynająć dużego tuk-tuka, żeby tam dojechać, ale najlepsza cena jaką nam zaproponowano to 5$/os., na które się oczywiście nie zgodziliśmy i zwiedzaliśmy dalej świątynie. Miasto jest tak małe, że wszyscy wiedzą, gdzie chcemy jechać i po jakimś czasie podjeżdża do nas kierowca i proponuje, abyśmy pojechali z nim i z innymi turystami za 3$. My byśmy się jeszcze stargowali, ale dla Holendrów i Szwedów ta cena jest zadawalająca. Na wodospad jedzie się około 1h. Wodospad jest tak ogromny (bardzo wysoki i całkiem szeroki), że drobne kropelki wody docierają kilkaset metrów od niego i trudno zrobić zdjęcie, bo aparat moknie. Dla tego widoku warto było przyjechać do Laosu. Dodatkową atrakcją jest możliwość wspinaczki na górę wodospadu i przejścia górą przez wodospad. Nurt jest bardzo silny, ale prowadzi nas kierowca-przewodnik. Na zwiedzanie wodospadu, obiad i dojazd schodzi nam około 5h. Od 16:30 czekamy na autobus na dworcu. Miał wyjeżdżać o 17:30, ale jedzie z Vientiane i przyjechał o 19:00 a dopiero około 20:00 wyjechaliśmy w kierunku Luang Nam Tha. Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić w Laosie. Nie polecamy podróżowania kolejną noc w autobusie po nieprzespanej nocy, ale my jedziemy. Autobus jest bez klimatyzacji, ale też bez towarów i tylko połowa miejsc zajętych. Udało nam się zająć tylne pięć siedzeń i dzięki temu całkiem dobrze się wyspać.



Środek transportu do Kuang Si i sam wodospad.


[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]