Wstajemy wcześnie, bo o 7:30 mamy śniadanie a o 8:00 wyjazd na trekking do Cat Ba National Park. Czekamy na autobus w hotelowej restauracji do 9:20, ale zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić w Wietnamie. Kierowca jedzie jakby chciał odrobić opóźnienie a drogi są kręte. Całkiem bezsensownie, bo przed wejściem do parku narodowego spotykają się trzy autobusy. Ludzie z tych autobusów dzielą się na grupy, bo wybierają, czy chcą iść na krótki (3km) czy długi (12km) trekking. My decydujemy się na długi trekking, bo chcemy zobaczyć jak najwięcej w Cat Ba National Park. Jedyna grupa na długi trekking liczy około 10 osób i ma jednego przewodnika. Na początku droga jest ubita, później węższa, następnie betonowe schody przez dżungle. Po dwóch godzinach marszu dochodzimy pod górę, która jest głównym celem naszej wyprawy i z której ma być bardzo ładny widok na okolice. Podejście jest bardzo trudne, ponieważ wdrapujemy się po skałach. Zastanawiamy się jak przewodnik mógł pozwolić, żeby niektórzy szli na trekking w klapkach (w niektórych miejscach chodzili na boso, bo łatwiej). Widok z góry był naprawdę imponujący, lecz była to jedna z niewielu atrakcji. Zejście z góry i dojście do wioski Viet Hai na obiad zajęło nam kolejną godzinę. Obiad nie był rewelacyjny, ale można było się najeść. Podczas trekkingu wypiliśmy ponad 2 litry wody a w wiosce butelka wody kosztuje 10000d. Przed nami ponad godzinny spacer prostą betonową drogą do portu. Po drodze napotykamy niespodziankę - droga zatopiona (od dawna) i kilkaset metrów musimy iść w wodzie, która w najgłębszym miejscu jest aż po pas. Około godziny 16:00 docieramy do portu i płyniemy łodzią na drugą stronę Cat Ba, czyli do portu w centrum wyspy. Po drodze jest 20 min postój na pływanie przy małej, bezludnej plaży wśród skał. Wieczorem jemy kolację w hotelu (w cenie wycieczki) i idziemy wieczorem oglądać port. Kupujemy sobie sok z trzciny cukrowej (sugar cane, za 3000d), który jest całkiem dobry (i popularny wśród miejscowych). Sok jest wyciskany przy nas specjalną maszynką. Najciekawszymi rzeczami były dla nas las namorzynowy, widok ze szczytu góry i doświadczenia z przeprawianiem się przez zalaną drogę. Jednak jeżeli ktoś nie lubi chodzić po górach to nie warto iść na trekking, zwłaszcza że komary ostro atakują. Pierwszy raz podczas tej podróży zostaliśmy mocno pogryzieni przez komary, przed którymi najlepszą obroną byłyby długie spodnie. Z perspektywy czasu wydaje nam się, że lepiej pojechać na jednodniową wycieczkę do Halong Bay i dać sobie spokój z Cat Ba. Zaoszczędzony czas można poświęcić na 3 lub 4 dniową wyprawę do wiosek w Sapa, przy chińskiej granicy. Jednak my tego już nie sprawdzimy, bo ważność naszej wizy wietnamskiej już się kończy, ale wybieramy się zobaczyć wioski w Laosie.