[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]


23.08.2004 Siem Reap-Phnom Penh

Jak już pisałem wcześniej, kupiliśmy bilet na łódź do Phnom Penh, tylko nie napisałem, że o 5:40 miał po nas przyjechać busik, który zabierał ludzi do portu, z którego o 7:00 odpływała łódź. Musieliśmy wstać o 5:00, ale to chyba lepsze niż spędzenie całego dnia w pick-up'ie na drodze szutrowej. Busik zabrał nas o wschodzie słońca spod hotelu, okazało się, że w mieście jest powódź (woda na ulicach), ale na szczęście samochód mógł przejechać. Dla kierowcy wydawało się to normalne, więc chyba często się do zdarza. Po 6:30 byliśmy już w porcie. Przy porcie znajdowała się pływająca wioska, czyli łodzie przerobione na domy i sklepy. Pomysł bardzo dobry, patrząc na to, że powodzie są tu częste a większość domów zbudowana jest na palach. Rejs statkiem, oprócz pływającej wioski, był nudny, bo widoki nieciekawe. Najpierw płynie się jeziorem Tonle Sap, które przed Phnom Penh łączy się z Mekongiem. Najbardziej zastanawiające było to, że przez kilkaset kilometrów nie było żadnego mostu. Dopiero blisko portu w Phnom Penh jest most, zbudowany za japońskie pieniądze.



Pływająca wioska na jeziorze Tonle Sap.


Dopłynęliśmy koło 13:00, czyli z godzinnym opóźnieniem. Na przystani czekało kilkudziesięciu naganiaczy. Każdy z nich próbował nas zaciągnąć do swojego hotelu. Byli tak bardzo nachalni, że prawie bili się między sobą i jedyne co pozostało to oddalić się stamtąd lub zdecydować na jeden z hoteli. Wybraliśmy jeden z hoteli, który był w dobrym miejscu i był opisany w przewodniku LP (Lonely Planet), bo gościu zaoferował, że zawiezie nas tam za darmo, bez zobowiązań. Mieli z bratem dwa motory, którymi zawieźli nas do hotelu. W hotelu chcieli nam wcisnąć droższy pokój, ale zapytaliśmy o najtańszy i taki wybraliśmy. Jest już przed 14:00 a my chcemy jeszcze zobaczyć Pałac Królewski ze Srebrną Pagodą (to samo co wat, ale nie praktykuje się tam obrzędów religijnych, taki wat-muzeum), Wat Phnom, Tuol Sleng Museum (dawne więzienie S-21, gdzie w latach 1975-78 zabito 17000 ludzi) oraz Pola Śmierci (15km od centrum, gdzie pochowano większość osób zabitych w więzieniu S-21). Okazuje się, że w Phnom Penh nie ma tuk-tuków, dlatego wynajmujemy motor z kierowcą za 4$, po ostrych targach. Oczywiście inni wciskali, że musimy wynająć dwa motory, ale ten zgodził się nas wozić na jednym. Udało nam się wszystko zwiedzić, choć deszcz próbował pokrzyżować nasze plany. Świątynie przy Pałacu Królewskim są całkiem ciekawe, w trochę innym stylu niż te w Bangkoku, nie ma też już takiego przepychu. W Tuol Sleng Museum można zobaczyć cele, w których przetrzymywani byli więźniowie, zdjęcia więźniów po przyjeździe do więzienia i po torturach, narzędzia tortur oraz wyznania strażników, którzy obawiali się zostania więźniami. Pola Śmierci to dziury po masowych grobach, z których wykopano ponad 8000 ciał i umieszczono je (czaszki) w pobliskim mauzoleum. Stolica wydaje się bogatsza niż prowincja, wszędzie jest asfalt a przy rzece jest miła promenada, którą można spacerować.



Srebrna Pagoda i Tuol Sleng Museum.


[<< poprzednia strona] [strona główna] [następna strona >>]