Dzisiejsze zwiedzanie rozpoczynamy od wjazdu na Fort King George. Jesteśmy pierwszymi turystami, nikt na pieszo nie zdążył tu jeszcze przed nami wejść. Zwiedzanie fortu jest darmowe, płaci się tylko za wejście do muzeum, które jest akurat zamknięte z powodu awarii prądu. Na fort warto wejść ze względu na widoki jakie rozpościerają się na zatoki z 2 stron. Jest tu także mała latarnia morska. Nasze mamy śmieją się, że nic tylko same forty na tych Karaibach zwiedzają i że na kolejny już nie idą.
Jedziemy następnie na plażę Pigeon Point, z której o 11 wypływa nasza łódka ze szklanym dnem firmy Sugar Lipstick na snorkeling na Buccoo Reef. Wstęp na plażę jest płatny, ale za to jest bezpłatny dostęp do łazienek i pryszniców. Parasole i leżaki są dodatkowo płatne. Plaża bardzo nam się podoba, zwłaszcza rano, zanim zjechali się wszyscy turyści. Rosną na niej palmy i migdałowce, które dają naturalny cień. Piasek jest drobny i jaśniutki a morze turkusowe. Jednym słowem – Karaiby. Naszą wycieczkę wykupiliśmy jeszcze z Polski, ale na plaży kapitan chodził i zbierał chętnych, także nie ma problemu, jeśli się jej nie zarezerwuje wcześniej.
Akurat kiedy wypływaliśmy nadciągnęły ciemne chmury i zaczął padać deszcz. Na snorkelingu nam to nie przeszkadzało, ale tym na plaży już pewnie nie było do śmiechu. Rafa, jak na jedną z najlepszych i polecanych na Karaibach nie była oszołamiająca. Taka zwykła, standardowa i niezbyt wielka, ale zawsze to jakaś odmiana od tego, co zwiedzaliśmy do tej pory. Potem jedziemy zobaczyć jeszcze mieliznę i wysiadamy na imprezę na środku morza. Woda jest bardzo płytka, każdy dostaje więc napoje, kapitan podkręca muzykę i każdy może się relaksować jak chce. Po powrocie poprawia się pogoda, więc plażujemy jeszcze trochę.
Ostatnim miejscem jakie odwiedzamy tego dnia jest rezerwat ptaków. O 16 przychodzi pracownik karmić ptaki, ale zlatuje się tylko 1 gatunek. My idziemy jeszcze na spacer ścieżką i widzimy kolibry oraz inne ptaki, których nazw nie znamy, ale ogólnie miejsce to wygląda na opuszczone. Wracamy do Scarborough, przejeżdżamy koło ogrodów botanicznych, które mają ciekawie namalowaną na murze historię kraju. Samochód zostawiamy przed portem. Właściciel nie pojawia się po jego odbiór. Gdy Przemek do niego dzwoni, mówi, żeby zostawić samochód otwarty a kluczyki włożyć pod wycieraczkę. Ostatecznie zostawiamy klucze strażnikowi przy wjeździe do portu.