<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2015-01-28 Philipsburg, Saint Martin

Podczas śniadania dopłynęliśmy do portu, który dziś był zatłoczony. Nasz statek okazał się najmniejszym z wszystkich cumujących dziś w porcie, dzięki czemu u nas nie było żadnych kolejek do zejścia i wejścia w przeciwieństwie do innych statków. Pozostałe były wielokrotnie większe od naszego. Niektóre z nich były bardzo imponujące. Po odebraniu samochodu z portu jedziemy na słynną plażę Maho Beach. To plaża nad którą przelatują bezpośrednio samoloty, gdyż dzieli ją od pasu lądowania jedynie wąska ulica. Można tu połączyć więc plażowanie z oglądaniem podwozia samolotu. Podobno największe wrażenie robią lądujące jumbojety, ale podczas naszego krótkiego pobytu lądowały jedynie 3 mniejsze samoloty. I tak było wystarczająco głośno.



Marigot: Targ oraz pomnik kobiety sprzedającej na targu.


Następnie udaliśmy się na plażę Baie Rouge, którą chcieliśmy tylko zobaczyć. Niestety słynne różowe piaski muszą poczekać, gdyż tutaj ich niestety wbrew zapowiedziom z przewodników nie zobaczyliśmy. Na dłużej zatrzymaliśmy się w stolicy francuskiej Marigot. Akurat udało nam się tu przypłynąć w środę, kiedy w mieście odbywa się targ. Składa się on z kilku części. Z jednej strony jest targ rybny, na którym można zobaczyć (i poczuć) rozmaite kolorowe ryby. Dalej można kupić przyprawy, warzywa, owoce i domowej roboty nalewki pamiątkowe z wyspy. Ostatnią część targu tworzą stoiska z kolorowymi chustami, koszulami i spodenkami. Na targu miejscowy zespół grał karaibską muzykę, u brzegu stały zacumowane jachty, a dookoła pełno było kawiarenek i stoisk sprzedających świeże soki z owoców i kokosy.



Fort Louis na szczycie góry oraz plaża w Friar’s Bay


My zostawiliśmy mamy w jednej z kawiarni a sami weszliśmy na Fort Louis, skąd rozciągała się piękna panorama na tą część wyspy. To wejście zdecydowanie polecamy. Pomimo korków udało nam się dość szybko wyjechać z miasta do Friar’s Bay, gdzie przespacerowaliśmy się malutką plażą. Popołudnie spędziliśmy na zatłoczonej ale ładnej plaży Orient Beach po drugiej stronie wyspy. Na nasze nieszczęście na wyspę jednego dnia przypłynęło co najmniej 5 wielkich statków pasażerskich i duża część z nich postanowiła tu spędzić swój dzień. Plaża ma ładną wodę i bialutki piasek, do tego pełno tu możliwości uprawiania różnych sportów wodnych, gdyż wieją tu przyjemne i dość mocne wiatry.



Orient Beach oraz największy statek wycieczkowy na świecie - Oasis of the Seas


Ostatnią godzinę spędziliśmy w holenderskiej stolicy Philipsburg. Tu przespacerowaliśmy się wzdłuż plaży (jak na stolicę to może być, ale zdecydowanie nie jest to najładniejsza plaża na wyspie) i po zamkniętym dla ruchu ulicznego deptaku, przy którym znajdowały się liczne sklepy bezcłowe (głównie jubilerskie). Odwiedziliśmy mały drewniany kościółek metodystów oraz zobaczyliśmy naprawdę ładny budynek courthouse. Z sentymentem odpływaliśmy z wyspy. Choć miała ona gorsze plaże niż St Barth, to jednak miała swój inny, nie mniej fajny urok, zwłaszcza, że wciąż widać różnice pomiędzy częścią holenderską i francuską. Wieczorem odbywa się pokaz tańców i śpiewów karaibskich w teatrze Broadway.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>